Milton i Rose Friedman, Wolny Wybór


grudzień 2020

Właśnie ukazało się siódme wydanie książki Miltona Friedmana (Nobel z ekonomii 1976) i Rose Friedman, Wolny Wybór. Przetłumaczyłem tę książkę w roku 1985, już po wyrzuceniu mnie ze stanowiska nauczyciela akademickiego w Uniwersytecie Łódzkim (uznano mnie za wroga partii, patrz  biogram). I oto widzę moje tłumaczenie, wydane po raz siódmy w ciągu 35 lat!

Milton i Rose Friedman

Pierwsze dwa wydania, 1985 i 1988, były wydaniami podziemnymi (wydawnictwo Kurs i wydawnictwo X). Kolejne cztery już w wolnej Polsce a ostatnie, 2020, znowu w ciemnym dla Polski okresie.

Ostatnie trzy wydania zrobiło wydawnictwo Aspekt i są one edytorsko najlepsze.
wydawnictwoaspekt.pl

Gorąco zachęcam do lektury. Od 35 lat Wolny Wybór znajduje wciąż nowych polskich czytelników. A ja mam niemałą satysfakcję, bo kiedy ta książka do mnie trafiła w stanie wojennym, natychmiast się w niej zakochałem i  przekonałem szefa podziemnego wydawnictwa Kurs do jej wydania.

Książka Friedmanów doczekała się kilkudziesięciu tłumaczeń, milionów sprzedanych egzemplarzy, telewizyjnego serialu (także polskiej wersji, wydawnictwo Aspekt). Jest popularnym wykładem ekonomii neoliberalnej.

Mam nadzieję, że obecny wydawca nie pogniewa się, jeśli zamieszczę nieco dłuższy cytat, świetnie oddający filozofię myślenia Friedmana i szkoły chicagowskiej (str. 128-129 aktualnego wydania)


“Dlaczego wszystkie programy [socjalne] są tak nieskuteczne? Ich cele są przecież humanitarne i szlachetne. Dlaczego więc nie zostały osiągnięte? Świt nowej ery wydawał się wszystkim obiecujący. Ludzi, którzy mieli korzystać ze świadczeń było niewielu, podatników, którzy mieli je finansować mnóstwo, tak więc każdy płacił małą sumę i zapewniał owym nielicznym potrzebującym wysokie świadczenia. Gdy jednak programy opieki społecznej zaczęły się rozrastać, proporcje się odmieniły. Obecnie płacimy wszyscy, przekładając z jednej do drugiej kieszeni albo pieniądze, albo coś, co można za nie kupić. Prosta kwalifikacja wydatków pokazuje, dlaczego ten proces doprowadził do tak niepożądanych rezultatów. Kiedy wydajemy pieniądze, mogą to być nasze własne pieniądze lub cudze; możemy je wydać z pożytkiem dla siebie lub dla kogoś innego. Połączenie tych dwóch par alternatyw daje w sumie cztery warianty, przedstawione w skrócie w następującej tabeli:

Wariant 1 określa sytuację, gdy wydajemy na siebie nasze własne pieniądze. Robimy na przykład zakupy w supersamie. Mamy zdecydowanie silny bodziec, aby oszczędnie wydawać i maksymalnie dużo otrzymywać za każdego wydanego dolara.

Wariant 2 odpowiada sytuacji, gdy wydajemy własne pieniądze na kogoś innego. Robimy zakupy gwiazdkowe lub kupujemy prezenty urodzinowe. Mamy tak samo silny, jak w wariancie 1, bodziec, aby wydawać oszczędnie, ale już nie tak silny, by otrzymywać w zamian za wydane dolary ich pełną równowartość, przynajmniej według osądu osoby, którą obdarowujemy. Chcemy oczywiście dostać coś, co jej się spodoba, pod warunkiem jednak, że sprawi to dobre wrażenie i nie zajmie nam zbyt dużo czasu i wysiłku. (Gdyby faktycznie naszym głównym celem było, aby obdarowany mógł otrzymać maksimum za każdego dolara,  dalibyśmy mu gotówkę zamieniając wariant 2 na wariant 1).

Wariant 3 dotyczy sytuacji, gdy wydajemy cudze pieniądze na siebie, na przykład jemy obiad na rachunek firmy. Nie mamy wówczas silnego bodźca, aby rachunek był niski, ale mamy silny bodziec, aby otrzymać za nasze pieniądze coś, co jest ich warte.

Wariant 4 mówi o sytuacji, gdy wydajemy nie swoje pieniądze na kogoś innego, np. płacimy z rachunku firmy za czyjś obiad. Mamy wówczas niewielką skłonność zarówno do oszczędnego wydawania, jak i do tego, aby nasz gość zjadł możliwie najlepszy według niego obiad. Jeśli jednak jemy razem z nim, obiad staje się połączeniem wariantu 3 i 4. Mamy wtedy silny bodziec, aby dogodzić własnym gustom, nawet kosztem naszego gościa.

 *       *       *

Wszystkie programy opieki społecznej stanowią albo realizację wariantu 3 (na przykład ubezpieczenia społeczne wypłacane są w gotówce i otrzymujący ją może wydać pieniądze na co chce), albo stanowią realizację wariantu 4 (na przykład rządowe budownictwo mieszkaniowe). Wyjątkiem są programy z wariantu 4, które mają jedną cechę wspólną z wariantem 3. Są to mianowicie te przypadki, gdy biurokraci administrujący programem biorą także udział w obiedzie. (Nawiasem mówiąc, w przypadku wszystkich programów z wariantu 3 biurokraci znajdują się zawsze wśród tych, którzy korzystają na nich osobiście).”


Teraz mamy rok 2020, książka Friedmanów była pisana przeszło 40 lat temu. Neoliberalizm, monetaryzm, neokonserwatyzm wchodziły głośno na scenę publiczną. Karierę zapewniła im rewolucja Reagana i Thatcher.

Idee radykalnego ukrócenia interwencji państwa w sferze gospodarczej, w polityce budżetowej i międzynarodowych stosunkach ekonomicznych zderzyły się jednak z twardymi realiami. Mało kto kwestionuje dziś istnienie tak zwanych ułomności rynku (patrz także mój tekst nt. książki M. Taylora, zwł. ss. 8-13), których ówcześni neoliberałowie nie widzieli lub im zaprzeczali albo je bagatelizowali. O zaletach rynku i niebezpieczeństwach rosnącego państwa trzeba pamiętać. Lektura Friedmanów o tym przypomina. Ale nie należy czynić z tych radykalnych idei bitewnego zawołania w programie reform gospodarczych. Rynek jest bardzo ważny, ale trzeba pamiętać, że nie jest receptą na wszystko.